U nas też OK. Lato w pełni! Weekend poza domem w miejscowości zwanej Żółwiów, ze znajomymi, pogaduchy, śmiechu po pachy, smaczne kiełbachy... z grilla, oczywiście. oj dużo tego grilla było!
Gutek zaprzyjaźnił się z psiakiem Lucyferem, dokarmiał go wszystkim - pomidorami, papryką, karkówką, stekami, twarożkiem. Również zaadaptował sobie miskę Lucka, w której moczył stopy. Stopy i nie tylko, moczył również w psim basenie, w swoim basenie i okolicznym jeziorze. Doskonale było, a syn zdobywał nowe sprawności. Odkrył wielki fan z polewania wężem ogrodowym psa, ciocie, samochody, siebie. Jak zwykle chodził wiecznie uśmiechnięty i radosny. No i został naszym małym DJ'em. Zaraz zobaczycie o czym mówie...
A ja od kilku dni sobie marudzę pod nosem, że postanowiwszy zadbać o swój look i zrzucić z siebie pogniecione dresy (osiągnęłam już dno z ubiorem), wracam do domu, może i ładnie ubrana, ale za to ubrudzona przeokropnie, a to różowa pudrowa zwiewna sukienka została wysmarowana morelami. A wczoraj biała bluzka wróciła do domu z odciśniętymi czekoladowymi łapkami.
Czy tylko ja tak mam, czy może też macie podobnie???
Dobrego tygodnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz