Pierwsza spódniczka i to od razu z podszewką! Ha! Mati była zachwycona. Mniej wesoło podeszła za to do sesji z rodzimym paparazzi. Kiedy dziecię wchodzi w wiek ADHD, co fota to ręka, noga - rozmazana. W takiej sytuacji o przypozowaniu można tylko pomarzyć.
środa, 29 maja 2013
ADHD-ciątko w spódniczce
O tak, Megi, Judy wypadła z blogosfery i wpadła wprost pod maszynę do szycia. Na skutek tej twórczej kolizji powstała niniejsza mini spódniczka.
Pierwsza spódniczka i to od razu z podszewką! Ha! Mati była zachwycona. Mniej wesoło podeszła za to do sesji z rodzimym paparazzi. Kiedy dziecię wchodzi w wiek ADHD, co fota to ręka, noga - rozmazana. W takiej sytuacji o przypozowaniu można tylko pomarzyć.
Pierwsza spódniczka i to od razu z podszewką! Ha! Mati była zachwycona. Mniej wesoło podeszła za to do sesji z rodzimym paparazzi. Kiedy dziecię wchodzi w wiek ADHD, co fota to ręka, noga - rozmazana. W takiej sytuacji o przypozowaniu można tylko pomarzyć.
wtorek, 28 maja 2013
cisza przed burzą
Dzień dobry!
W Bydziolandii dość smętnie. Pogoda nie sprzyja długim spacerom, raczej przemieszczaniu się z kąta w kąt.
Gutas właśnie zajada śniadanie, a ja planuję dni najbliższe, co, gdzie, kiedy, bo nie ma co... burza się zbliża. 9 czerwca! Szczegóły wkrótce :)
A tu mała podpowiedź:
Judy chyba też przygotowuje się do burzowego tygodnia, bo coś znikła nam z blogosfery :)
Miłego dnia!
W Bydziolandii dość smętnie. Pogoda nie sprzyja długim spacerom, raczej przemieszczaniu się z kąta w kąt.
Gutas właśnie zajada śniadanie, a ja planuję dni najbliższe, co, gdzie, kiedy, bo nie ma co... burza się zbliża. 9 czerwca! Szczegóły wkrótce :)
A tu mała podpowiedź:
Judy chyba też przygotowuje się do burzowego tygodnia, bo coś znikła nam z blogosfery :)
Miłego dnia!
niedziela, 26 maja 2013
rok temu o tej porze:
Gutek miał 1,5 miesiąca. W domu panował chaos, czasami głód, bałagan, niewyspanie, ale przede przeogromna radość!
Tegoż dnia otrzymałam pierwszą w życiu kartkę z okazji Dnia Matki dla super mamy.
W tym roku też była kartka dla kochanej mamy i własnoręcznie wyrysowane życzenia - przepiękne, cudowne kolorowe linie. Syn się rozkręca artystycznie. A ja dumna Mama upiekłam brownie nr 7, pomyłam, posprzątałam, obiadu nie ugotowałam (obiad u Pani Teściowej), syna wykąpałam, utuliłam do snu.
I tak Dzień Matki minął.
Niby zwyczajnie, a jednak niezwyczajnie.
Cudownego syna mam!
I może kawy w spokoju nie wypiłam, do książki od kilku miesięcy nie zajrzałam... ale co tam. On tak szybko rośnie, a czas szybko mija, więc zamiast pić kawę w spokoju, wolę biegać na czworakach lub klocki układać.
Jednak braku czasu na lekturę troszkę żal :) Ale i na to przyjdzie czas i stertę literackich zaległości kiedyś nadgonię. Hehehe, no chyba, że znowu wydłużą nam czas przymusowej pracy do 70-tki.
A wpis ten dedykuję moim Szanownym Koleżankom Mamom, które przez ostatni rok towarzyszyły mi, wspierały, inspirowały, a przede wszystkim były, no i są! Dzięki dziewczyny!
Dobrych dni na najbliższy rok!
p.s. Judy nerasy jak zwykle przepiękne.
Jak Caryca
Hej Megi, wzięłam sobie do serca Twoje fejsbukowe życzenia. Teraz siedzę i niespiesznie sączę Nescafe Classic z mlekiem, z dumą przyglądając się moim nereczkom. Ale żeby nowe nerki mogły zostać ukończone, przyznaję: Tatuś i Mati musieli wpaść na ciacho do babci. I to jest właśnie prawdziwe święto - kiedy można się poczuć jeszcze kimś innym. Np. carycą maszyny do szycia:)
Kolejne nerki czekają, by je ukończyć.
Żeby nie było monotematycznie i zbyt egocentrycznie, jutro Caryca uszyje Mati ubranko.
sobota, 25 maja 2013
w czasie deszczu dzieci się nudzą...
i marudzą!
Gutasowi chyba znowu ząbki dokuczają. Cały dzień chodzimy niewyspani, bo dziecię w nocy jęczało i zmieniało pozycję snu co 3 minuty, z pozycji noga na twarzy Ojca na pozycję noga na twarzy Matki, albo ręka, a potem cała malutka postać. Co tu więcej gadać, zerknijcie poniżej :)
Po takiej nocy dzień nie mógł być inny, niż pod wezwaniem Marudy. A że dzień Marudy to i marudna pogoda. Chyba ani na minutę nie przestał padać deszcz.
Nie chcąc Wam tu więcej m a r u d z i ć załączam foto z wczorajszego pielenia ogródka. Było dość ciekawie, sama nie wiem ile Gutek zjadł dżdżownic, ja osobiście każdą z namaszczeniem odkładałam na miejsce, aby spulchniały ziemię i dbały o mój ogródek.
Status ogródkowy: rukola zaczęła kiełkować, a rzodkiewka - marchewki - koper zostały przepięknie przekopane przez Gucia, co sprawia, że obecnie kwestia grządek jest sprawą losową.
p.s. Judy co słychać w Poznaniu?
Gutasowi chyba znowu ząbki dokuczają. Cały dzień chodzimy niewyspani, bo dziecię w nocy jęczało i zmieniało pozycję snu co 3 minuty, z pozycji noga na twarzy Ojca na pozycję noga na twarzy Matki, albo ręka, a potem cała malutka postać. Co tu więcej gadać, zerknijcie poniżej :)
Po takiej nocy dzień nie mógł być inny, niż pod wezwaniem Marudy. A że dzień Marudy to i marudna pogoda. Chyba ani na minutę nie przestał padać deszcz.
Nie chcąc Wam tu więcej m a r u d z i ć załączam foto z wczorajszego pielenia ogródka. Było dość ciekawie, sama nie wiem ile Gutek zjadł dżdżownic, ja osobiście każdą z namaszczeniem odkładałam na miejsce, aby spulchniały ziemię i dbały o mój ogródek.
Status ogródkowy: rukola zaczęła kiełkować, a rzodkiewka - marchewki - koper zostały przepięknie przekopane przez Gucia, co sprawia, że obecnie kwestia grządek jest sprawą losową.
Udanej niedzieli!
czwartek, 23 maja 2013
projekty by Megi
A oto kolejne realizacje wykonane przez Megi. Nowością są porciaki z mini nereczką.
Prezentuje je przepiękna Matylda.
Prezentuje je przepiękna Matylda.
czapucha z kokardą i porciaki z mini nereczką
pin up'owa opaska w sówki oraz do kompletu sukieneczka z sówkami
Zdjęcia wykonała, przesłała i udostępniła Mama Matyldy. Matyldzie i jej Mamie dziękujemy!
środa, 22 maja 2013
żeby nie było, że zapomniałam
T a a a d a m m m !
Oto moje doniczki hand made.
Zobaczcie jak pięknie się prezentują :)
A w nich Mięta i Lawenda. Mięta ze sklepu, a Lawenda...:Lawenda nie byle jaka! bo dostałam ją w podziękowaniu za uszyte ciuszki dla małej Mati. Ale nie Mati Judy tylko Mati Moniki.
Monika pozdrawiam!!! Dziękuję!!!
I co podoba się?
Oto moje doniczki hand made.
Zobaczcie jak pięknie się prezentują :)
A w nich Mięta i Lawenda. Mięta ze sklepu, a Lawenda...:Lawenda nie byle jaka! bo dostałam ją w podziękowaniu za uszyte ciuszki dla małej Mati. Ale nie Mati Judy tylko Mati Moniki.
Monika pozdrawiam!!! Dziękuję!!!
I co podoba się?
wtorek, 21 maja 2013
Cisza w krainie zabawek…
Megi to potwierdzi - w naszym domu dorośli mają więcej zabawek niż dziecko. Do Mati należy zaledwie mała półeczka, za to na moje i M. zbiory można trafić niemal wszędzie. Doliczmy do tego jeszcze zrobione przez nas samych zabawki i… O tak, ten dom to naprawdę niezła graciarnia. Za to jaka kolorowa - Mati już teraz potrafi to docenić!
Dzisiaj część 1 naszych jarmarcznych zasobów.
Zatem witajcie... i czujcie się jak u siebie w domu!:) Tylko bądźcie proszę cichutko. Dziecko już śpi, a i Tatuś Mati niespodziewanie przyciął komara.
Bohater chińskiej opery. Przyjechał z nami z Hongkongu...
...a karteczka z tajemniczym zdaniem z baśniowej Kopenhagi
Nóżki z materiału w pepitkę to własność maskotki
kupionej na targach w poznańskim eskulapie.
Kolejna karteczka ze stolicy Danii,
a nad nią maskotka olimpiady w Pekinie (za to z Hongkongu)
plus figurka Tokidoki z internetu.
To be continued...
poniedziałek, 20 maja 2013
co tam sobota, lepsza niedziela
Judy mogę napisać z czystym sumieniem, że teraz będzie coraz gorzej :) Chociaż nie sądzę, że Mati przebije Gutosława w swej aktywności ruchowej. Ciągle w pamięci mam Mati siedzącą w swym krzesełku bacznie obserwującą jak Gutek chce włożyć jej palec w oko, klocki do buzi i przez bujanie krzesełkiem lekko ją rozkręcić. Chociaż kto wie, kto wie co z tej naszej Mati wyrośnie...
U nas dziś lekko burzowo, deszczowo, mamowo, szyciowo-sukienkowo (uszyłam sobie bardzo ładny worek zamiast sukienki, jednak jeszcze to nie koniec, więc może i sukienka z worka będzie).
Natomiast wczoraj to był dzień. Pomalowałam, poszyłam, posadziłam.
Dzisiaj zajmiemy się terminem pomalowałam.
P o m a l o w a ł a m - jakiś czas temu pisałam o doniczkach hand made. No to zrobiłam.
Dokumentacja zdjęciowa poniżej, ale bez finalnego zdjęcia, gdyż tak się spieszyłam w drodze powrotnej, że szybko spakowałam i zdjęcia zrobić zapomniałam. Zatem efekty jutro.
A dzisiaj instruktarz.
I etap: potrzebujemy puszki, farbę, pędzel, folie zabezpieczającą, rękawiczki i kawę do konsumpcji :)
U nas dziś lekko burzowo, deszczowo, mamowo, szyciowo-sukienkowo (uszyłam sobie bardzo ładny worek zamiast sukienki, jednak jeszcze to nie koniec, więc może i sukienka z worka będzie).
Natomiast wczoraj to był dzień. Pomalowałam, poszyłam, posadziłam.
Dzisiaj zajmiemy się terminem pomalowałam.
P o m a l o w a ł a m - jakiś czas temu pisałam o doniczkach hand made. No to zrobiłam.
Dokumentacja zdjęciowa poniżej, ale bez finalnego zdjęcia, gdyż tak się spieszyłam w drodze powrotnej, że szybko spakowałam i zdjęcia zrobić zapomniałam. Zatem efekty jutro.
A dzisiaj instruktarz.
I etap: potrzebujemy puszki, farbę, pędzel, folie zabezpieczającą, rękawiczki i kawę do konsumpcji :)
Puszeczki pomalowałam na biało, a jako element ozdobny wybrałam niebieskie paski.
II etap: pomalowane puchy, taśma malarska, folia i ...
...bez pomocnika nie da rady!
gotowe do pomalowania na niebiesko. z doświadczenia już wiem, że drugą warstwę, może i pierwszą też, należy malować wałeczkiem, gdyż nadmiar farby dostaje się pod taśmę lub nie ładnie ścieka po puszce.
pomalowane.
no i tu powinny być zdjęcia jak wyszło, ale zapomniałam zrobić.
W zamian za to Gutosław, który pomaga w moim małym ogrodzie. Tak jak pisałam, bez pomocnika nie da rady :)
Dobranoc!
Ona tu jest i turla się dla mnie
- ...turla się dla mnie... - Zachwyt Tatusia nad poczynaniami Mati zdaje sie nie mieć końca.
Bo ja tu zrzędzę, jakam to niewyspana i zapracowana, a tymczasem nasze dziecko zdobywa kolejny Mount Everest. Zalicza skok rozwojowy! I - tak jak, Megi, przewidziałaś - pokazuje nam swoje nowe oblicze.
Od tygodnia obserwujemy u niej przypływ energii. Nie, nie. Żadne tam fikanie nóżkami. Teraz Mati potrafi wymierzać solidne kopniaki - za cel upodobawszy sobie głównie grdykę.
Wytarmosi za włosy, a w drobną piąstkę złapie największego nochala. Strzeżcie się, bo nasza panna leżąc, potrafi zaliczyć półobrot.
Ale co najważniejsze - w krótkim czasie przeturla się przez całą kanapę (tak, tak - już zrozumiała, że pomaga w tej czynności uniesienie jednej rączki do góry).
Tak jak wiele młodych rodziców przed nami - drżymy jak osiki, widząc, jak nasze dziecko upodobało sobie za cel turlania - krawędzie kanapy.W ten weekend Tatuś już zaczął obwarowywać kanapę murami z kołdry i poduch. Nie ma wątpliwości - już niedługo Mati je sforsuje… Tak oto poczucie dumy miesza się u nas ze strachem.
Bo ja tu zrzędzę, jakam to niewyspana i zapracowana, a tymczasem nasze dziecko zdobywa kolejny Mount Everest. Zalicza skok rozwojowy! I - tak jak, Megi, przewidziałaś - pokazuje nam swoje nowe oblicze.
Spokojna i subtelna bywa już Mati coraz rzadziej.
Od tygodnia obserwujemy u niej przypływ energii. Nie, nie. Żadne tam fikanie nóżkami. Teraz Mati potrafi wymierzać solidne kopniaki - za cel upodobawszy sobie głównie grdykę.
Wytarmosi za włosy, a w drobną piąstkę złapie największego nochala. Strzeżcie się, bo nasza panna leżąc, potrafi zaliczyć półobrot.
Mati z czarnym pasem
Ale co najważniejsze - w krótkim czasie przeturla się przez całą kanapę (tak, tak - już zrozumiała, że pomaga w tej czynności uniesienie jednej rączki do góry).
Tak jak wiele młodych rodziców przed nami - drżymy jak osiki, widząc, jak nasze dziecko upodobało sobie za cel turlania - krawędzie kanapy.W ten weekend Tatuś już zaczął obwarowywać kanapę murami z kołdry i poduch. Nie ma wątpliwości - już niedługo Mati je sforsuje… Tak oto poczucie dumy miesza się u nas ze strachem.
niedziela, 19 maja 2013
Dziecko prawdę Ci powie
Mati od głosek przeszła do gaworzenia, a wtedy już tylko krok dzielił nas pierwszych babskich pogaduszek. W myśl zasady, że dziecko zawsze prawdę ci powie, wypytałam ją wczoraj o to i owo.
- Mati, powiedz mi, kto jest najpiękniejszy na świecie?
- Ma-ma (wprawdzie Mati wymawia to jak "mma-mma", ale i tak wiadomo, kogo ma na mysli:)
- No dobrze. A kto jest dla Ciebie największym autorytetem?
- Ma-ma.
- To miłe z Twojej strony. A właśnie, wiesz może, kto jest mądrzejszy od Stephena Hawkinga?
- Ma-ma.
- A kto jest szybszy: mama czy tramwaj?
- Ma-ma.
Tak byśmy pewnie gawędziły sobie bez końca, gdyby Tatuś Mati nie spojrzał na nas krzywo. Nie zmienia to jednak faktu, że dziecko mam wspaniałe.
- Mati, powiedz mi, kto jest najpiękniejszy na świecie?
- Ma-ma (wprawdzie Mati wymawia to jak "mma-mma", ale i tak wiadomo, kogo ma na mysli:)
- No dobrze. A kto jest dla Ciebie największym autorytetem?
- Ma-ma.
- To miłe z Twojej strony. A właśnie, wiesz może, kto jest mądrzejszy od Stephena Hawkinga?
- Ma-ma.
- A kto jest szybszy: mama czy tramwaj?
- Ma-ma.
Tak byśmy pewnie gawędziły sobie bez końca, gdyby Tatuś Mati nie spojrzał na nas krzywo. Nie zmienia to jednak faktu, że dziecko mam wspaniałe.
sobota, 18 maja 2013
taka tam sobota
Kiedy Mati przemieszcza się w tajemniczy sposób po domu, u nas stawiane są najprawdziwsze w świecie pierwsze kroki.
Jednak kroki to nie wszystko. Dzisiaj w sklepie Castorama syn mój pierworodny odegrał pierwszą scenę niezadowolenia. Był krzyk, był płacz, była złość. A dlaczego... a dlatego, że na dziale oświetleniowym wpadły mu w oko neonowe przewody. Kilka razy wracaliśmy na dział, no ale przyszedł czas na pielgrzymkę do kasy. I dramat się rozegrał w trzech aktach... płacz... krzyk...ruch oporu przed wsadzeniem do wózka.
Na szczęście sklep jest ogromny i wszystko zlało się z hałasem i chaosem. A jedynymi świadkami całej sytuacji byli klienci alejek przez które przemykaliśmy.
Natomiast popołudnie, które spędziliśmy na obiedzie w restauracji i festiwalu rybnym*, przebiegał już w miłej, rodzinnej i ciekawskiej atmosferze. Z nastawieniem na duży luz Gutowy, co też widać na poniższych foto.
* festyn rodzinny zwany festiwalem rybny organizowany na wyspie młyńskiej
Taka tam sobota:
Jednak kroki to nie wszystko. Dzisiaj w sklepie Castorama syn mój pierworodny odegrał pierwszą scenę niezadowolenia. Był krzyk, był płacz, była złość. A dlaczego... a dlatego, że na dziale oświetleniowym wpadły mu w oko neonowe przewody. Kilka razy wracaliśmy na dział, no ale przyszedł czas na pielgrzymkę do kasy. I dramat się rozegrał w trzech aktach... płacz... krzyk...ruch oporu przed wsadzeniem do wózka.
Na szczęście sklep jest ogromny i wszystko zlało się z hałasem i chaosem. A jedynymi świadkami całej sytuacji byli klienci alejek przez które przemykaliśmy.
Natomiast popołudnie, które spędziliśmy na obiedzie w restauracji i festiwalu rybnym*, przebiegał już w miłej, rodzinnej i ciekawskiej atmosferze. Z nastawieniem na duży luz Gutowy, co też widać na poniższych foto.
* festyn rodzinny zwany festiwalem rybny organizowany na wyspie młyńskiej
Taka tam sobota:
(nowy look, pierwsze cięcie u domowego fryzia)
Młodociany Zbuntowany
Gutas na koncercie ... yyy nie wiem czego :)
Koncert nie wiem czego i fragment mojego palucha chyba
Luzzzzz Mama :)
Samoobsługa
Gutas, a w tle kumpel Jan
Finał soboty, godz: 19:30
piątek, 17 maja 2013
Sekret Mati ujawniony
Moje dziecię śpi w swoim łóżeczku… a tymczasem dzisiaj z rana obudziła się między nami.
Ja: Nie. Myślałam, że to ty.
Wydało się: Mati jeszcze nie chodzi, a już lunatykuje!
czwartek, 16 maja 2013
Tańcząc z żabami.
Dzisiaj dzień jak co dzień, zabiegany.
W końcu przyznałam się przed sobą, że nie ogarniam tej kuwety, że poniosłam klęskę na tle organizacji. Ale szybko się pocieszyłam, że pierwszy raz w życiu jestem konsekwentna!
W celach naprawczych ogarnięcia kuwety przygotowałam listę z wypunktowanymi zadaniami na czas najbliższy. No i natychmiast przystąpiłam do jej realizacji. Oto najważniejsze:
Ogródek: Nie uwierzycie, mam swój mini ogródek. Przekopałam ziemię, ustawiłam ogrodzenie, pograbiłam i teraz obmyślam co tam zasadzę. Pierwsze co mi przychodzi to: Poziomki i Dynie! Może jakieś podpowiedzi?
Gutas był najlepszym pomocnikiem. Dżdżownice przerzucał z jednego kąta na drugi.Sama nie wiem czy jakiejś nie pożarł :) Żartuję.
Doniczki: Zaczęłam nawet przygotowywać film instruktarzowy. Efekty za kilka dni.
A teraz po raz pierwszy od bardzo dawna znalazłam czas, by posiedzieć na tarasie. Towarzystwa dotrzymują mi jedynie żaby. Uwielbiam słuchać jak rechoczą!
Niech świat zatrzyma wreszcie się... Dobranoc! <3
W końcu przyznałam się przed sobą, że nie ogarniam tej kuwety, że poniosłam klęskę na tle organizacji. Ale szybko się pocieszyłam, że pierwszy raz w życiu jestem konsekwentna!
W celach naprawczych ogarnięcia kuwety przygotowałam listę z wypunktowanymi zadaniami na czas najbliższy. No i natychmiast przystąpiłam do jej realizacji. Oto najważniejsze:
Ogródek: Nie uwierzycie, mam swój mini ogródek. Przekopałam ziemię, ustawiłam ogrodzenie, pograbiłam i teraz obmyślam co tam zasadzę. Pierwsze co mi przychodzi to: Poziomki i Dynie! Może jakieś podpowiedzi?
Gutas był najlepszym pomocnikiem. Dżdżownice przerzucał z jednego kąta na drugi.Sama nie wiem czy jakiejś nie pożarł :) Żartuję.
Doniczki: Zaczęłam nawet przygotowywać film instruktarzowy. Efekty za kilka dni.
A teraz po raz pierwszy od bardzo dawna znalazłam czas, by posiedzieć na tarasie. Towarzystwa dotrzymują mi jedynie żaby. Uwielbiam słuchać jak rechoczą!
Niech świat zatrzyma wreszcie się... Dobranoc! <3
Happi Go Lucky!
Haha Niezłym songiem z samcami mnie tu Megi uraczyłaś. Ja tych panów boję się od dziecka!:) Życzenia za to przyjmuję i dziękuję. I ściskam kciuki, by się spełniły, a blog od Czytelników nie mógł się opędzić:)
A to prezent, jaki znalazłam rano w salonie. Lucky Girl ze mnie!:)
A to prezent, jaki znalazłam rano w salonie. Lucky Girl ze mnie!:)
Dzięki za sugestie. Białym niciom mówimy zdecydowane "Nie"!
Happi Happi!
Kochana Judy,
w dniu Twojego święta życzę Ci samego najlepszego na - NRŻ Nowy Rok Życia.
Aby ten rok był twórczy, kreatywny i szalony! Niech przyniesie Ci nowe wyzwania, może i wyznania też :). I niech nasze dzieciątko, blog malutki, raczkuje do dużej poczytności i świetności.
A tu zamiast tradycyjnego Sto Lat śpiewam Ci Bananowy Song :)
w dniu Twojego święta życzę Ci samego najlepszego na - NRŻ Nowy Rok Życia.
Aby ten rok był twórczy, kreatywny i szalony! Niech przyniesie Ci nowe wyzwania, może i wyznania też :). I niech nasze dzieciątko, blog malutki, raczkuje do dużej poczytności i świetności.
A tu zamiast tradycyjnego Sto Lat śpiewam Ci Bananowy Song :)
środa, 15 maja 2013
Megi. Megi. Megi
Żyję! Mimo że czuję się, jakby wykonywano mi trepanację czachy. Piąta rano zdecydowanie nie należy do moich ulubionych godzin. Przytomnie jednak melduję, że narzuciłam sobie wojskowy dryl: wcześnie wstaję, a wieczorami szyję. Taką oto torebeczkę:)

Dobry dzień!
Dobry to dzień kiedy dziecko z uśmiechem wita Ciebie tuż przed Ósmą, a Ojciec zaspał do pracy :)
Dobry to dzień kiedy słońce za oknem świeci.
Dobry to dzień kiedy kupujesz nowe materiały z małym rabatem.
Dobry to dzień kiedy wpadasz do kumpeli na kawę, która właśnie Ci się skończyła.
Dobry to dzień kiedy Matka - Koleżanka rodzi dziecię w 5 godzin! (Gratulacje!)
Dobry to dzień kiedy dostajesz maila z tytułem ZACHWYCONA.
Dobra ta środa. Środa dzień... blablablapiiiiii :)
I wam miłego dnia do końca dnia!
Megi
Dobry to dzień kiedy słońce za oknem świeci.
Dobry to dzień kiedy kupujesz nowe materiały z małym rabatem.
Dobry to dzień kiedy wpadasz do kumpeli na kawę, która właśnie Ci się skończyła.
Dobry to dzień kiedy Matka - Koleżanka rodzi dziecię w 5 godzin! (Gratulacje!)
Dobry to dzień kiedy dostajesz maila z tytułem ZACHWYCONA.
Dobra ta środa. Środa dzień... blablablapiiiiii :)
I wam miłego dnia do końca dnia!
Megi
wtorek, 14 maja 2013
Zatoka
Obolała. Moja, nie Pucka.
Boli głowa, boli nos.
Nic więcej dziś nie napiszę. Nie mogę zebrać myśli.
Pewnie też ich połowa wyleciała wraz z wydmuchem w chusteczkę.
Dobranoc!
Boli głowa, boli nos.
Nic więcej dziś nie napiszę. Nie mogę zebrać myśli.
Pewnie też ich połowa wyleciała wraz z wydmuchem w chusteczkę.
DZISIAJ NIECZYNNE! Za utrudnienia przepraszam!
Dobranoc!
poniedziałek, 13 maja 2013
Po-nie-działek
Poniedziałek już od wtorku
Poszukuje kota w worku... Ot tak mi przyszło do głowy :)
Nasz dzionas bez zombi. Wstaliśmy nawet wyspani, wstępne śniadanko, myju, ubranko, bach w wózek i czym prędzej na autobus, by na śniadanie właściwe zjawić się u Szanownej Koleżanki N. i jej córki Łucji. Dawno się nie widziałyśmy w kameralnym gronie, dawno nie piłyśmy kawy w spokoju /no powiedzmy w spokoju, jak to z dzieciakami/, więc tym bardziej przebierałam nóżkami w pogoni na przystanek :)
Bla bla bla pogaduszki, szczegóły zatrzyma dla siebie i jak to w życiu bywa... czas szybko minął, więc bach w autobus, bach drzema, bach obiad, bach spacer, bach karmienie kaczek, bach z powrotem do domu... stop stop stop!
Co ja tu rozliczać się będę z czasu mego, z godziny, minuty, sekundy???!!!... no bezsensu! Nuudą powiało. A nudno nie było. Było twórczo. Bo coś ostatnio chyba jakaś blokada mi spadła z głowy, uszy zwiędły czy też jak to obrazowo opisać... I przy tej całej dezorganizacji konsekwencja się pojawiła.
Wymyśliłam sobie, że doniczki zrobię! Poszłam sprzętu nakupiłam, farbę, pędzel, sznuras zamiast haczyka /no bo nie było, improwizować zatem musiałam/ i za doniczkę jutro się wezmę. A z czego to opowiem później.
No a moje Kramberry... pochwalę się, bo tego jeszcze nie zrobiłam, ale jak się pewnie domyślacie, wszystko wypadło super. Sam iwent był rewelacyjny, ludzie, klimat... lowe lowe lowe! Tak żyć to bym chciała i jeszcze pół ręki wytatuować...
Ubranka podobały się każdemu!!! Macacze przychodzili, macali, odchodzili /chyba się podobały, no nie??? skoro macać chcieli/. Przychodziły Panie, Panowie, Dzieci, Młodzież i każdy mówił "o jakie super", "a to jakie słodkie". No po prostu mód na moje uszy, serce i głowę :) Nagroda za niewyspanie, kryzysy twórcze i połamane igły. Od połowy Kramberry stałam z opustoszałym wieszakiem, bez wizytówek i z mega worami pod oczami. Ale za to z gigantycznym uśmiechem!
Pojawiły się propozycje... ciii, nic nie powiem. Przyjdzie czas będę dalej się chwalić.
Czytajcie bloga to Blog Wam kiedyś powie :)
Judy życzę spokojnej nocy. Zresztą Wam też.
A ja zmykam szyć.
Poszukuje kota w worku... Ot tak mi przyszło do głowy :)
Nasz dzionas bez zombi. Wstaliśmy nawet wyspani, wstępne śniadanko, myju, ubranko, bach w wózek i czym prędzej na autobus, by na śniadanie właściwe zjawić się u Szanownej Koleżanki N. i jej córki Łucji. Dawno się nie widziałyśmy w kameralnym gronie, dawno nie piłyśmy kawy w spokoju /no powiedzmy w spokoju, jak to z dzieciakami/, więc tym bardziej przebierałam nóżkami w pogoni na przystanek :)
Bla bla bla pogaduszki, szczegóły zatrzyma dla siebie i jak to w życiu bywa... czas szybko minął, więc bach w autobus, bach drzema, bach obiad, bach spacer, bach karmienie kaczek, bach z powrotem do domu... stop stop stop!
Co ja tu rozliczać się będę z czasu mego, z godziny, minuty, sekundy???!!!... no bezsensu! Nuudą powiało. A nudno nie było. Było twórczo. Bo coś ostatnio chyba jakaś blokada mi spadła z głowy, uszy zwiędły czy też jak to obrazowo opisać... I przy tej całej dezorganizacji konsekwencja się pojawiła.
Wymyśliłam sobie, że doniczki zrobię! Poszłam sprzętu nakupiłam, farbę, pędzel, sznuras zamiast haczyka /no bo nie było, improwizować zatem musiałam/ i za doniczkę jutro się wezmę. A z czego to opowiem później.
No a moje Kramberry... pochwalę się, bo tego jeszcze nie zrobiłam, ale jak się pewnie domyślacie, wszystko wypadło super. Sam iwent był rewelacyjny, ludzie, klimat... lowe lowe lowe! Tak żyć to bym chciała i jeszcze pół ręki wytatuować...
Ubranka podobały się każdemu!!! Macacze przychodzili, macali, odchodzili /chyba się podobały, no nie??? skoro macać chcieli/. Przychodziły Panie, Panowie, Dzieci, Młodzież i każdy mówił "o jakie super", "a to jakie słodkie". No po prostu mód na moje uszy, serce i głowę :) Nagroda za niewyspanie, kryzysy twórcze i połamane igły. Od połowy Kramberry stałam z opustoszałym wieszakiem, bez wizytówek i z mega worami pod oczami. Ale za to z gigantycznym uśmiechem!
Pojawiły się propozycje... ciii, nic nie powiem. Przyjdzie czas będę dalej się chwalić.
Czytajcie bloga to Blog Wam kiedyś powie :)
Judy życzę spokojnej nocy. Zresztą Wam też.
A ja zmykam szyć.
Zombie versus Dziecko
W Poznaniu są całe osiedla, po których krążą zombie. Mówiono mi to już kilka lat temu. Blade twarze, sińce pod oczami, zaczerwienione oczy i powolne otępiałe ruchy…
Nie żaden wirus, epidemia czy inni żywi umarli. Do stworzenia zombiaka wystarczy jedno słodkie dziecko. Niech nie śpi kilka nocy pod rząd, a sami przekonacie się, jak będą prezentować się jego rodzice. A kiedy mówię "nie za dobrze" wykazuję się przy tym ogromnym taktem… Taki krążący po osiedlu rodzicozombiak to jeszcze pół biedy. Nie stanowi większego zagrożenia. Przynajmniej dla innych. Pochodzi, pomarudzi, a po obiedzie odeśpi ząbkowanie, kolki etc. Gorzej, gdy musi wstać o 5.30 i ze swoim upiornym wyglądem wyjść do dorosłych ludzi. Brrr!
Pierwszy dzień pracy za mną! Urlopu na żądanie nie wzięłam. Ale teraz - wybaczcie - idę spać. Dobranoc.
Nie żaden wirus, epidemia czy inni żywi umarli. Do stworzenia zombiaka wystarczy jedno słodkie dziecko. Niech nie śpi kilka nocy pod rząd, a sami przekonacie się, jak będą prezentować się jego rodzice. A kiedy mówię "nie za dobrze" wykazuję się przy tym ogromnym taktem… Taki krążący po osiedlu rodzicozombiak to jeszcze pół biedy. Nie stanowi większego zagrożenia. Przynajmniej dla innych. Pochodzi, pomarudzi, a po obiedzie odeśpi ząbkowanie, kolki etc. Gorzej, gdy musi wstać o 5.30 i ze swoim upiornym wyglądem wyjść do dorosłych ludzi. Brrr!
Pierwszy dzień pracy za mną! Urlopu na żądanie nie wzięłam. Ale teraz - wybaczcie - idę spać. Dobranoc.
niedziela, 12 maja 2013
Leniwa niedziela
Dzisiaj wypoczywamy.
Jutro Judy wraca do pracy. Oby dzień szybko minął!
Jud trzymam za Ciebie kciuki, za Mati i Ojca też. No i za Nianię, niech godnie Cię zastępuje.
A więc zamiast czytać, zobaczcie sobie kilka zdjęć naszego stoiska z Kramberry. Jedynie kilka, bo jak to ostatnio w mojej dezorganizacji bywa nie mogę znaleźć ładowarki do aparatu.
Obszerniejsza relacja jutro.
Dobrej-nocy!
Jutro Judy wraca do pracy. Oby dzień szybko minął!
Jud trzymam za Ciebie kciuki, za Mati i Ojca też. No i za Nianię, niech godnie Cię zastępuje.
A więc zamiast czytać, zobaczcie sobie kilka zdjęć naszego stoiska z Kramberry. Jedynie kilka, bo jak to ostatnio w mojej dezorganizacji bywa nie mogę znaleźć ładowarki do aparatu.
Obszerniejsza relacja jutro.
Dobrej-nocy!
Subskrybuj:
Posty (Atom)